W artykule odpowiedź na to pytanie.

 

Jedną z największych bolączek współczesnego człowieka jest dostęp do właściwej wiedzy medycznej. Wiele osób przeżywa taką sytuację, że zaczyna na coś chorować, idzie do lekarza, a leczenie nie przynosi oczekiwanych efektów. Ma się wtedy wrażenie, że medycyna zderza się ze ścianą bezradności.

W tej sytuacji osoby te szukają intensywnie informacji na temat swojej jednostki chorobowej i napotykają na kolejne bariery. Są nimi grupy zamknięte, szkolenia zamknięte, portale zamknięte itp. do których one nie mają dostępu. W tych grupach zamkniętych warunkiem dostania się do źródła interesującej nas wiedzy jest posiadanie wykształcenia medycznego. No i powstaje pytanie, czy warto studiować medycynę?

Z medycyną na wydziale lekarskim problem jest tego typu, że studia są drogie, czasochłonne i najczęściej jest kilku kandydatów na jedno miejsce. Najczęściej dostają się osoby ze świadectwem ze średnią 6.0. Jeśli ktoś ma średnią 5.9 to może się okazać, że w danej uczelni jest to zbyt niska średnia. Większość osób, które chorują ma średnią z matury w przedziale 3,5-4,5. Powstaje więc pytanie, co taka osoba ma zrobić, aby jednak dostać się na medycynę? I drugie pytanie po co? A może jest inny sposób studiowania medycyny?

Przedstawię Państwu co mnie skłoniło do studiowania fizjoterapii oraz dlaczego poświęciłem ok. 6 lat swego życia na drążenie tematu w dziedzinie fizjoterapii? Może ktoś ma podobny do mego sposób myślenia i motywacji.

Tak, jak pisałem na początku artykułu sam byłem osobą, którą zachorowała na chorobę zwyrodnieniową stawów kolanowych i kręgosłupa. Z czasem wraz z wiekiem doszło kilka innych jednostek chorobowych. W wieku 43-51 lat szczyt możliwości leczniczych w moim przypadku był taki, że miałem sprawność i siłę 80-latka. Bolały mnie kolana, miałem samoistnie nawracające bóle kręgosłup oraz wiele innych problemów zdrowotnych, które mi uniemożliwiały normalną pracę. Ja natomiast aby normalnie funkcjonować i pracować musiałem pracować nie jak 80-letni emeryt, tylko jak 20-30-letni młodzieniec.

Wiedza, którą mi przekazywano w tamtym czasie była taka, że choroby zwyrodnieniowej obojętne stawów kolanowych, czy kręgosłupa - nie wyleczę. Innych jednostek chorobowych, które uprzykrzały mi życie - również nie wyleczę. Procesów starzenia się - nie cofnę. Może być tylko gorzej. Tyle potrafiła mi zaoferować medycyna, do której miałem dostęp.

Z strony drugiej wiedziałem, że zupełnie inaczej do problemu podchodzi inżynier niż użytkownik. Chciałem więc zdobyć przynajmniej podstawy medycyny, aby być tym przysłowiowym inżynierem człowieka. Kolejne problemy z którymi się borykałem to takie, że jak kogoś pytałem o co chodzi z moimi chorobami, to albo osoba nie miała czasu, albo odpowiadała zdawkowo, albo posługiwała wyrażeniami medycznymi, o których nie miałem pojęcia co oznaczają. Wiedza internetowa była skromna i potwierdzała tylko to co mówili lekarze - wyleczyć się moich dolegliwości nie da, a tym bardziej nie można cofnąć procesów starzenia się. W konsekwencji źródła informacji do których docierałem w sposób bardziej lub mniej dosadny mówiły mi o tym, że z moimi chorobami już nic się nie da zrobić. W ten sposób lata mijały, chorób i dolegliwości wraz z wiekiem mi przybywało, a ja nie miałem pojęcia co z nimi zrobić. Natomiast najbardziej irytujące dla mnie było to, że miałem sprawność 80-letniego emeryta, która wręcz uniemożliwiała mi normalną pracę.

Dotarło w końcu do mnie, że warto zacząć się uczyć medycyny. Na początku były to wszelkiego rodzaju dostępne dla mnie kursy instruktorskie fitness. Nie była to stricte medycyna, ale po każdym kursie wiedziałem więcej niż przed kursem. Kiedy więc nadarzyła się okazja, aby iść na studia z fizjoterapii to się nie zastanawiałem, tylko się zapisałem. Zapisałem się na fizjoterapię właśnie po to, aby znaleźć odpowiedź na wszystkie dręczące mnie pytania medyczne, szczególnie te dotyczące mego zdrowia. Studia fizjoterapeutyczne traktowałem dosłownie jak inżynierię dotyczącą człowieka. Z racji braków wiedzy biochemicznej - wszystko co było związane z biochemią, biologią medyczną było dla mnie katorżniczą pracą, bo braki musiałem nadrobić w super przyspieszonym tempie. Anatomia - to kolejny brak, który postanowiłem opanować dokładnie tak samo, jak inżynier budowę konstrukcji, którą właśnie projektuje. Pozostałe działy medycyny to już był RAJ. Na studiach zrozumiałem, że Fizjoterapia to jest dział medycyny, który zajmuje się leczeniem, rehabilitacją, profilaktyką z wykorzystaniem bodźców naturalnych, które możemy wykorzystywać "na żywca" np. promieniowanie słoneczne, czyste powietrze, ruch itp., jak również bodźce naturalne, które możemy wytworzyć za pomocą odpowiednich przyrządów np. cała dziedzina fizykoterapii. Można pójść jeszcze głębiej i wykorzystać do leczenia pijawki, brzozę, terapię manualną itp. A jeśli do tego dodamy Tradycyjną Medycynę Chińską, Yogę, naturalną medycynę tajską i wszelkie formy naturalnego leczenia indywidualnego dla danego kraju, to się okazuje, że tych metod fizjoterapeutycznych jest już dziesiątki tysięcy. Z tego w każdym kraju ktoś coś dodał, uzupełnił i okazuje się że znienacka robi się tego miliony. Całość jeszcze uzupełnia edukacja zdrowotna pacjenta.

Na studiach był dla mnie taki ogromny plus, że nie było czegoś takiego, że ktoś nie ma czasu. Szedłem do wykładowcy i prosiłem o literaturę w jego specjalności. Od razu miałem od ręki kilkanaście najlepszych publikacji książkowych i naukowych z danej specjalności. Mało tego, na egzamin można było się przygotować w taki sposób, aby go zdać i zapomnieć. Do wielu egzaminów podchodziłem nie po to, aby go zdać, ale po to, aby być ekspertem w tej dziedzinie. Więc sam od siebie studiowałem dodatkowo poza planem i programem literaturę i dostępne materiały.

Studia otworzyły mi drzwi do możliwości skorzystania ze szkoleń dla fizjoterapeutów. Korzystałem z tej możliwości tyle na ile pozwalały mi pieniądze i czas. Każde szkolenie, to nowi wykładowcy, ciekawi uczestnicy chłonni wiedzy tak samo, jak ja. Następowała więc wymiana poglądów i doświadczeń. Poznawałem nowe formy leczenia fizjoterapeutycznego, których nie było na studiach. Natomiast te formy fizjoterapeutyczne które były na studiach mogłem zgłębić jeszcze bardziej i jeszcze bardziej poznać podstawy i idee rządzące daną metodą oraz badania naukowe, które tę metodę potwierdzają.

Praca licencjacka pozwoliła mi dać upust mojej wyobraźni w temacie, który mnie interesował. Praca licencjacka to znowu kilkadziesiąt, a nawet kilkaset pozycji książkowych i publikacji naukowych do przestudiowania.  Z kolei praca magisterska była moją pracą badawczą, którą od początku do końca przeprowadziłem samodzielnie i która doprowadziła mnie do bardzo ciekawych i dalekowzrocznych wniosków, z których korzystam obecnie w swojej pracy zawodowej. W pracy mgr - znowu kolejna porcja literatury - publikacji książkowe, artykuły, publikacje naukowe.

Mnie najbardziej interesowały problemy bólów kręgosłupa (ogólnie chorób kręgosłupa), kolan, bioder , barków, masaż, po części fizykoterapia, terapie manualne, ortopedia, neurologia oraz geriatria, a dokładniej jak odbudować zdrowie i sprawność w każdym wieku, a najlepiej po 60-tce. Więc mogłem dać upust swoim zainteresowaniom.

Na fizjoterapii jest taki ogrom i zakres wiedzy, że praktycznie każdy może się tam odnaleźć i drążyć tematykę, która go interesuje.

Tytuł mgr fizjoterapii dał mi praktycznie nieograniczony dostęp do specjalistycznych portali, bazy danych artykułów naukowych, filmów, oprogramowania itp. To z kolei sprawia, że jedynym ograniczeniem mego rozwoju jest tylko moja wyobraźnia, czas i pieniądze.

Jakie to ma przełożenie na moje zdrowie? Otóż wychodzę z prostego założenia - lekarzu ulecz samego siebie. Więc wyleczyłem siebie. Od 2012 roku do lekarza chodzę jedynie po to, aby otrzymać zaświadczenie, że jestem zdrowy. Jest mi to potrzebne do różnego rodzaju studiów, kursów, a ostatnio firma ubezpieczeniowa na życie miała cień wątpliwości, że jestem zdrowy. Więc wysłała mnie na badania. Lekarz mnie zbadał, no i firma ubezpieczeniowa ponad wszelką wątpliwość miała czarno na białym napisane przez lekarza, że jestem zdrowy i że może ubezpieczyć moje życie, na warunkach takich, jakie chciałem mieć.

Oczywiście jako zdrowy zawodowiec mogę się dzielić swoją wiedzą i umiejętnościami wśród swoich pacjentów, którym pomagam odbudować ich zdrowie i sprawność. Z roku na rok ze względu na skuteczność tego robię nie tylko wzrasta mi ilość pacjentów, ale również rośnie zakres tematyki, którą się zajmuję. W każdym pacjencie widzę siebie, nieporadnego i zagubionego jakim byłem jeszcze 10 lat temu. Każdy pacjent to także po części moja historia, gdzie bardzo chciałem wrócić do zdrowia. Ja zderzyłem się z murem bezradności. W swojej misji fizjoterapeutycznej chcę tym pacjentom oszczędzić tego zderzenia. Przyjeżdżają do mnie pacjenci z całej Polski, a nawet i zza granicy bo coś im dolega, a na miejscu nikt z tymi dolegliwościami nie potrafi poradzić. Jedni mają problemy z kręgosłupem, inni z kolanami. Ostatnio mam sporo pacjentów z różnymi formami opuchlizn. Nie wdając się w szczegóły przychodzi do mnie pacjent z nogą dwukrotnie grubszą niż normalna druga noga. No i co z tym fantem zrobić, skoro dotychczasowe leczenie nie pomaga. Okazuje się, że moje indywidualne metody fizjoterapeutyczne sprawiają, że opuchlizny zmniejszają, a nawet całkowicie znikają, dzięki czemu pacjent odzyskuje zdrowie, sprawność i radość życia.

Z kolei moje zacięcie do cofania procesów starzenia się sprawia, że pokazuję ludziom jak sprawny może być 61-latek. To z kolei procentuje tym, że wielu moich znajomych, czytelników i pacjentów powolutku zaczyna wdrażać w swoje życie - moje metody odnowy biologicznej i oni w ten sposób odzyskują zdrowie i sprawność.

Tak to wygląda dziś. A zaczęło się to od tego, że 18 lat temu chciałem tylko wykonać jeden krok normalnie bez bólu. Natomiast 10 lat temu marzyłem tylko o tym (jak wiele milinów ludzi na świecie), by mnie kręgosłup nie bolał. Również 10 lat temu, chciałem tylko mieć sprawność i siłę na poziomie 50-latka, a nie 80-latka. Od tego się zaczęło. Dziś jest zupełnie inaczej, bo postanowiłem zmienić swoje życie i je zmieniłem.

Dziś mam wystarczającą wiedzę medyczną, aby diagnozować siebie i leczyć samodzielnie w czasie rzeczywistym. To jest właśnie potęga studiów fizjoterapii. Jeśli się studiuje dla siebie, to poznaje się różne metody i narzędzia, za pomocą których można siebie leczyć i diagnozować. Bez studiów jest to praktycznie niemożliwe, bo albo brakuje wiedzy, albo pewności, albo nie ma się dostępu do źródeł wiedzy, które dotyczą moich indywidualnych jednostek chorobowych.

Dziś również często stoję przed dylematem - jechać na kurs dla fizjoterapeutów, czy też to samo poszukać w internecie. Ja - jadę na kurs, bo na kursie wszystko mam dosłownie podane "na tacy" i to w bardzo krótkim czasie. Kurs z reguły trwa 2-4 dni. Dłuższe kursy kilka miesięcy. Gdybym miał tę samą wiedzę wyszukiwać w internecie - zapewne by mi życia zabrakło, aby dowiedzieć się tego, czego dowiaduję się na kilku kursach w których uczestniczę.

Opisałem Państwu moje osobiste podejście do fizjoterapii, jako samodzielnego zawodu medycznego oraz do studiów fizjoterapii. Mam nadzieję, że nabiorą Państwo większego przekonania do możliwości jakie te studia dają. Być może warto z tej możliwości skorzystać. Oczywiście, jeśli komuś jest to za mało i chce pójść na wydział lekarski, aby tam dać upust swojej wyobraźni, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby ukończyć wydział lekarski, a potem je uszczegółowić i dopracować na studiach specjalistycznych.

 

Zapraszam do komentarzy, pytań i dyskusji.

Życzę też Państwu dużo zdrowia i radości z życia niezależnie od tego, w jaki sposób Państwo to zdrowie osiągają i pielęgnują.

 

Pasjonat Ruchu

Janusz Danielczyk - mgr fizjoterapii

www.pasjonatruchu.pl

Prywatny Gabinet Fizjoterapii