W artykule tym odpowiem na pytanie czy ćwiczenia leczą czy nie leczą?

 

Przeglądając literaturę dotyczącą leczenia i rehabilitacji narządu ruchu, a w szczególności zwyrodnień stawów kolanowych spotykam się z twierdzeniami, że ĆWICZENIA NIE LECZĄ.

 

Każdy z autorów tak twierdzących ma na ten temat swoją argumentację. I tak najczęściej w środowisku lekarskim głównym lekarstwem jest farmakologia. Jak ta zawodzi, to w ostateczności jest endoproteza stawu kolanowego. Z kolei w środowisku fizjoterapeutów obecnie bardzo duży nacisk kładzie się na terapię manualną w różnych odmianach. Fizykoterapia, czy lecznictwo uzdrowiskowe jest mniej więcej gdzieś pośrodku i raczej jest to działanie wspomagające farmakologię lub terapię manualną, a nie główne. Inne osoby bardzo duży nacisk kładą na właściwe żywienie i suplementację. O ile rehabilitacja za pomocą ćwiczeń ma jakiś sens, to leczenie ćwiczeniami brzmi dość dziwnie i praktycznie nie występuje.

 

W tym całym zamieszaniu zapomina się o Wojciechu Oczko nadwornym lekarzu królów polskich, który żyjąc w XVI wieku jako doktor medycyny sformułował twierdzenie, że Ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu

Więcej o Wojciechu Oczko znajdą Państwo tutaj https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojciech_Oczko

Dzisiaj studiując medycynę, mam wrażenie, że robi się bardzo dużo, aby działanie lecznicze ruchu uznać za działanie marginalne.

 

Powstaje więc pytanie, kto ma rację, czy XVI-wieczny doktor medycyny Wojciech Oczko, czy zwolennicy medycyny współczesnej, która bazuje na farmakologii i terapii manualnej?

 

Miałem okazję na sobie doświadczyć działania leczniczego tych wszystkich form terapii i spróbuję je Państwu przedstawić, a Państwo sami wyciągną odpowiednie wnioski.

 

W roku 2003 wiosną rozbolało się moje lewe kolano. Diagnoza – zwyrodnienia stawów kolanowych.

Zdjęcie RTG poniżej.

 

 

 

W lewym kolanie widać wyraźne zwężenie szpary stawowej typowe dla choroby zwyrodnieniowej stawów. Gdybym miał 80 lat każdy lekarz uznałby, że jest to związane z wiekiem. Natomiast ja miałem wtedy 43 lata. Powstała więc zagadka skąd takie katastrofalne zwężenie szpary stawowej. W tym stanie rzeczy fizycznie nie byłem w stanie postawić nawet jednego kroku w normalny sposób. Aby się jakoś poruszać mogłem jedynie powłóczyć nogą, co uniemożliwiało mi normalne funkcjonowanie, jak i wykonywanie pracy zawodowej. Powstało pytanie jak to leczyć?

W tamtym czasie w pierwszej kolejności udałem się do lekarza pierwszego kontaktu. Ten skierował mnie od razu do przychodni rehabilitacyjnej. W przychodni zaczęto mnie leczyć zgodnie z ówczesnymi standardami sztuki medycznej – farmakologia plus fizykoterapia. Efekt zdrowotny po 5 miesiącach tego typu leczenia był taki, że nadal fizycznie nie byłem w stanie postawić nawet jednego kroku normalnie. Ponieważ mój stan się nie poprawiał dowiedziałem się, że nigdy nie będę chodził normalnie, gdyż przyczyną zwężenia szpary stawowej jest starta chrząstka stawowa, a chrząstka stawowa się nie regeneruje. Powstało pytanie co dalej? W jaki sposób mam żyć, pracować, zarabiać na życie? Na te pytania nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Osoby do których zwracałem się o pomoc bezradnie rozkładały ręce. Jak widać w moim przypadku leczenie farmakologiczne wsparte fizykoterapią było zawodne.

Po 5 miesiącach profesjonalnego leczenia mój maksymalny zakres ruchu w stawie kolanowym lewym był taki jak na zdjęciu.

 

 

 

W tym stanie rzeczy we wrześniu 2003 roku trafiłem na terapię za pomocą ćwiczeń – kinezyterapię. Trafiłem na rehabilitantkę która mnie doskonale rozumiała. Jej lekarstwem były tylko ćwiczenia. Moje odczucia były takie. Po jednych zajęciach ćwiczeń czułem się lepiej niż po całym pięciomiesięcznym leczeniu farmakologią i fizykoterapią. Po trzecich zajęciach byłem w stanie zacząć chodzić normalnie bez lawinowo narastającego bólu. Powstał jeszcze problem pełnego zgięcia w stawie kolanowym. Tu znowu kolejne ćwiczenia. Pamiętam, że aby wykonać zwykłe przykucnięcie na całych stopach ćwiczyłem 3 x dziennie po godzinie przez 12 miesięcy. W końcu po 12 miesiącach regularnych ćwiczeń we wrześniu 2004 roku trzęsąc się z wysiłku jak galareta stanąłem przed swoją rehabilitantką i wykonałem swój pierwszy od 17 miesięcy pełny przysiad. Dla mnie było to mistrzostwo świata, a ona też się cieszyła z mego sukcesu.

 

Wspólnie z rehabilitantką uzyskaliśmy ogromny sukces terapeutyczny. Jednak czy to był jakiś wielki sukces medyczny? Wielu specjalistów medycyny na różne sposoby twierdziło, że to nic takiego wielkiego. Po prostu udało się. Niby każdy jest w stanie coś takiego zrobić. Dziwne, że nie robi, ale tak mi tłumaczono. Jednocześnie uświadamiano mnie, że to jeszcze nie koniec, abym się za bardzo nie cieszył. Bo są to zwyrodnienia. A zwyrodnienia to są zmiany trwałe, których nikt nie pokonał, więc mam pewne jak w banku, że bóle kolana mi wrócą. Jest to tylko kwestia czasu, mogą wrócić za rok, dwa, czy pięć lat. Jedno jest pewne bóle kolan prędzej czy później mi wrócą. Choć mogłem w miarę normalnie funkcjonować to niepokój w głowie pozostał. Dla bezpieczeństwa w związku ze swoimi problemami z kręgosłupem ograniczyłem noszenie ciężarów do 5 kg na rękę. Przy takim obciążeniu czułem się bezpiecznie. Większy ciężar był już dla mego organizmu przeciążeniem i groził mi urazem kręgosłupa, albo nawrotem bólów kolan. Ostatecznie choć osiągnąłem ogromny sukces terapeutyczny za pomocą ćwiczeń, to był to sukces połowiczny, gdyż w żaden sposób nie byłem w stanie uzasadnić, że jest to sukces trwały. Wśród medycznych pesymistów powołujących się na różne autorytety medyczne byłem bez szans.

 

Szczęśliwy, że mogę nie tylko chodzić, ale nawet biegać, skakać i tańczyć przez kolejne lata, aż do listopada 2011 roku nic w temacie kolan nie robiłem. W związku z kolejnym zawodnym leczeniem moich bólów kręgosłupa w listopadzie 2011 w sposób świadomy zrezygnowałem w ogóle z leczenia wg kanonów medycyny akademickiej, a zacząłem leczyć siebie sam za pomocą ćwiczeń.

 

Zacząłem od ćwiczeń prostych, które z miesiąca na miesiąc i z roku na rok utrudniałem uzyskując spektakularne efekty zdrowotne i sprawnościowe. Znowu były dyskusje i udowadnianie mi, że na dobrą sprawę nic takiego nie zrobiłem, tylko zwiększyłem siłę i elastyczność mięśni. Oczywiście zagadką było, dlaczego inne osoby nie potrafią zrobić tego samego co ja zrobiłem, skoro to bardzo proste i dlaczego mnóstwo osób w Polsce cierpi na bóle kręgosłupa i stawów kolanowych. Znowu brakowało mi jakiegoś argumentu medycznego, który by pokazał, że jednak ćwiczenia leczą.

 

W końcu w roku 2018 po piętnastu latach od pojawienia się zdiagnozowanych zwyrodnień stawu kolanowego dla zwykłej ciekawości zrobiłem sobie zdjęcia RTG kolan. Ciekawiło mnie, czy moje ćwiczenia leczą i w jakim zakresie oraz czy powstały zmiany w stawie kolanowym wykrywalne za pomocą RTG, czy też rzeczywiście moi rozmówcy mieli rację i nic się nie zmieniło.

 

To co zobaczyłem na zdjęciu RTG przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Aby to zobrazować ułożyłem oba lewe kolana obok siebie. Widok jak na zdjęciu poniżej.

 

 

 

To samo lewe kolano po 15 latach leczenia ruchem z punktu widzenia szpary stawowej wygląda niemal jak NOWE. Tak też się czuję. Dzięki ćwiczeniom odzyskałem zdrowie i zmieniłem strukturę swego ciała na poziomie mikro.

 

Dziś oprócz tego, że mogę chodzić, biegać, skakać i tańczyć, to równie dobrze mogę wyginać śmiało ciało, a szczególnie stawy kolanowe tak samo, jak młodzi wysportowani gimnastycy/akrobaci i to nie wszyscy. Bo się okazuje, że stanie na głowie z nogami zaplecionymi w lotosie pokazane na zdjęciu poniżej jest dla niektórych młodych akrobatów/gimnastyków poza zasięgiem ich możliwości.

 

 

 

W artykule tym pokazałem możliwości lecznicze ćwiczeń w leczeniu choroby zwyrodnieniowej moich stawów kolanowych. Każdy z Państwa jest w stanie namacalnie porównać mój stan na początku choroby w wieku 43 lat i po 15 latach leczenia ruchem.

 

Wracając do Wojciecha Oczko - nadwornego lekarza królów polskich Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy. Miał on absolutną rację mówiąc w XVI w., że ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek, ale żaden lek nie zastąpi ruchu. Mój konkretny przykład to przełożenie tego powiedzenia na praktykę w XXI wieku.

 

Ja za pomocą ćwiczeń odzyskałem zdrowie i dalej je doskonalę za pomocą różnych form ruchu zbliżając się do 60-tki w zdrowiu i wielkiej sprawności fizycznej, która w wielu aspektach osiągnęła poziom wysportowanego młodzieńca w kwiecie wieku.

 

Na zakończenie powstaje naturalne pytanie dlaczego lekarze wolą leczyć lekami, fizjoterapeuci wolą terapie manualne, a dietetycy raczej skupiają się na diecie. Odpowiedź wydaje się być prosta. Każdy człowiek robi to, co lubi, w co wierzy, w czym dobrze się czuje. Osobiście nie mam nic przeciwko lekom, terapii manualnej, czy diecie, tylko trzeba wiedzieć co, gdzie i kiedy zastosować oraz znać ograniczenia każdej formy terapii. Za pomocą leków można wiele dobrego zrobić, ale szpary stawowej w stawie kolanowym się nie powiększy. Czy jest to możliwe do zrobienia za pomocą terapii manualnej? Na krótki termin może i tak, ale na długi termin przy stanach przewlekłych raczej mało prawdopodobne. Dieta z kolei dostarcza nam mikroelementów potrzebnych do życia, ale grawitacji nie pokona i szpary w stawie kolanowym nie zwiększy. Kolejny temat związany z ćwiczeniami jest taki, że ich lecznicze działanie nie jest natychmiastowe. Ćwiczenia wymagają przede wszystkim regularności, odpowiedniego dobrania i przede wszystkim właściwego wykonania. Teoretycznie każdy fizjoterapeuta, lekarz, czy dietetyk na slajdach jest w stanie przygotować odpowiednie ćwiczenia na terapię stawów kolanowych. Lecz jeśli sam regularnie nie ćwiczy, to nie ma pojęcia jak dane ćwiczenie u konkretnego pacjenta działa. Również nie ma pojęcia jak to ćwiczenie wykonać w danym konkretnym przypadku szczególnie wtedy, kiedy pacjenta coś boli. Więc na poziomie teorii niemal każdy jest mądry, ale kiedy przyjdzie do praktykowania to tylko są nieliczni, który regularnie praktykują ruch. Więc i nieliczni są w stanie wykorzystać potencjał leczniczy ruchu.

 

Wiele osób podziwia dziś mnie za determinację i regularność ćwiczeń. Ja na to patrzę inaczej. Ćwiczę nie po to, aby mnie ktoś podziwiał, tylko ćwiczę po to, by być zdrowym i sprawnym. Moim celem, jak wielokrotnie wspominam - jest być czynnym zawodowo fizjoterapeutą do setnych swoich urodzin, albo i dłużej będąc w pełni zdrowia i sprawności fizycznej. Więc niejako z założenia muszę prowadzić inny styl życia niż większość, która ledwo dożywa 80-tki i to często w bólu i cierpieniu. Czy mi się uda być czynnym zawodowo fizjoterapeutą do setki – zobaczymy. Czas pokaże.

 

Życzę wszystkim czytelnikom spektakularnych efektów zdrowotnych co najmniej takich samych jak moje.

 

Janusz Danielczyk

Pasjonat ruchu

Szkoła Zdrowego Kręgosłupa

www.pasjonatruchu.pl

Prywatny Gabinet Fizjoterapii